30 marca 2013

Rozdział II


         Louis Tomlinson jest bardzo nietypowym człowiekiem. Nigdy nie wiadomo, co siedzi w jego głowie i o czym aktualnie myśli. Jednak, kiedy przyjdzie mu na myśl jakiś plan wszelkimi, dostępnymi siłami dąży do jego zrealizowania. Niestety nie wszystkie są tak genialne, jakby się mogły z początku wydawać.
         Tak samo było i tym razem. Wszyscy myśleli, że będzie to świetna zabawa. Właściwie nie myśleli, że może się to skończyć tak, jak się zakończyło. Nie sądzili, że robią coś złego. Lecz kiedy złocistowłosa zaczęła się wyrywać i szarpać, a na jej policzkach zaczęły pojawiać się łzy, zrozumieli, że porwanie tej bezbronnej względem nich dziewczyny, nie było tak wspaniałym pomysłem jakby się mogło wydawać wcześniej. Nawet, jeżeli wykonywali to tylko w formie żartu. Niestety, kiedy zabrnęli tak daleko, nie było mowy o odwrocie. Mogliby wpaść w większe kłopoty, gdyby dziewczyna poszłaby lub zadzwoniłaby na policję o wszystkim mówiąc. W całym kraju, jak i za granicą wybuchłby wielki skandal, z którego ciężko byłoby im się wyplątać. Co więcej stwierdzili, że zanim ją wypuszczą trochę udobruchają i zmiękczą jej serce. W końcu, kto by się oparł tak przystojnym, bogatym, sławnym i utalentowanym chłopakom?

         Larysa z podkulonymi nogami pod brodą i założonymi rękoma o łydki, siedziała na jednym z trzech siedzeń oparta o drzwi samochodu skąd doskonale było widać chłopaków, jednak dziewczyna nie odważyła się, aby spojrzeć w tamtą stronę. Właściwie nie tyle, co nie posiadała w sobie odwagi, a raczej była wypełniona niechęcią i odrazą. Nie rozumiała, dlaczego ją porwali. Przecież im pomogła. Nie wiedziała również, czego może się po nich spodziewać. Mimo jej sprzeciwu z łatwością zapakowali ją do dwuśladowca. Mogła krzyczeć, walić w ściany samochodu, jednak nie zrobiła żadnej z tych czynności. Nie widziała w nich żadnego celu. Po pierwsze ich było pięciu, ona jedna. Oni byli silnymi, umięśnionymi jak na swój wiek chłopakami, ona drobną dziewczyną o wątłej postawie. Po drugie pomyślała, że gorzej być już nie może, a nawet jeśli, to jakoś to wytrzyma, jak zawsze.
         Wolała siedzieć cicho wpatrując się w swoje obuwie i przeklinać w myślach swoje szczęście. Czym sobie zasłużyła na taki los?

         W samochodzie panowała napięta atmosfera. Od momentu puszczenia silnika w ruch, żadne z osób znajdujących się wewnątrz dwuśladowca nie odezwało się. Nikt nie wiedział, co powiedzieć. Wszystkie słowa wydawały się nie na miejscu. Ciszę przerywało wyłącznie grające radio, które zagłuszało ciężko bijące serca pasażerów i kierowcy.
         Jedynie szatyn o kręconych włosach w nieładzie nie czuł presji na sobie. Od początku wiedział, że to zły pomysł. Ba! Cały czas próbował odciągnąć ich od tego zamiaru! Dlatego nie przyłożył ręki do porwania. Od początku czuł, że z tą dziewczyną coś jest nie tak, tylko nie wiedział co. Czuł dziwny, wewnętrzny niepokój, który nie dawał mu spokoju. Nie sądził, że w głowie Louisa może zrodzić się tak dziwaczny, niebezpieczny i lekkomyślny pomysł. Co było jeszcze dziwniejsze, że reszta chłopaków na to przystanie. Przecież są sławni, nie mogą robić, co im się żywnie podoba! Muszą dbać o swój wizerunek, a ten czyn mógł zniszczyć wszystko, na co tak ciężko pracowali przez ostatnie dwa lata. I po co? Wszystko dla krótkiej chwili przyjemności, dla głupiego żartu? Głupota.
         Patrząc na mijające widoki za oknem pokręcił bezradnie głową.

         Duży, przestronny Volkswagen w odcieniach beżu i jasnej pomarańczy skręcił w kolejną ulicę Londynu. Tym razem za kierownicą siedział Louis, który ku zaskoczeniu wszystkich zaledwie po dziesięciu minutach znalazł autostradę. Teraz jechali już po znanym im miejscu, mijając różne zabytki, jak i inne ważne miejsca, które są wręcz magnesem dla turystów. Wszyscy, oprócz niebieskookiej. Pierwszy raz była w stolicy Wielkiej Brytanii. Jednak w danych okolicznościach żadna z mijanych atrakcji nie robiła na niej większego wrażenia. Stare, odrestaurowane, w każdej chwili mogące obrócić się w gruzy mury, które kryją nudną historię, którą wpajali jej na lekcjach w szkole.
         Nagle widok zmienił się w bardziej przyjemny dla oka. Złocistowłosa wpatrywała się z lekkim uśmiechem na zielony widok za oknem. Uwielbiała naturę i cieszyła się z każdego kontaktu z nią. Jej radość spotęgowały promienie słoneczne, które usilnie próbowały przedrzeć się przez mocarne konary drzew.

         Szatyn o niebiesko-zielonych tęczówkach, który co chwilę zerkał w lusterko wsteczne zauważył zmianę nastroju niebieskookiej. Uśmiechnął się lekko pod nosem widząc jej rozmarzony wzrok wypatrujący czegoś za oknem oraz uniesione ku górze kąciki ust. Pomyślał, że od teraz będzie jak z górki. Dziewczyna się rozluźniła, przyzwyczaiła do sytuacji, więc zwiększyli prawdopodobieństwo rozejścia się w przyjemnej atmosferze. Sądził, że dziewczyna daruje sobie skargę na ich osoby i w późniejszych latach z uśmiechem na ustach będzie wspominała to wydarzenie.
         Jakże wielkie było jego zdziwienie, kiedy złocistowłosa poczuwszy na sobie natarczywy wzrok, obróciła głowę i zorientowawszy się, że to Louis obrzuciła go lodowatym, nieprzyjemnym spojrzeniem, które gdyby tylko mogło, wydrylowałoby mu dziurę w głowie na wylot.
         Zdezorientowany chłopak natychmiast odwrócił głos od złocistowłosej i próbował skupić się na drodze. Wciąż mając w głowie obraz zimnych tęczówek zaczął nerwowo kciukami stukać o kierownicę. Po zaledwie kilku sekundach poczuł lekkie odprężenie, kiedy z głośników radia poleciała dobrze znajoma mu melodia. Wygodniej ułożył się na fotelu, a jego palce wybijały już odpowiedni dla piosenki rytm. Każdy z chłopaków uśmiechnął się pod nosem nucąc w głowie tekst utworu. Nawet złocistowłosa nie zauważając tego zaczęła lekko stukać o swoje uda w takt.
         - Lubisz ten zespół? – zagadnął Louis, uznając ten temat za odpowiedni.
Pomyślał, że skoro dziewczyna z entuzjazmem zareagowała na ich piosenkę, to możliwe, że jest ich fanką. Skoro byłaby fanką wystarczyłoby kilka zdjęć i autografów, a dziewczyna zadowolona opuściłaby ich towarzystwo. Być może jego myśli były głupie i infantylne, jednak pragnął, aby to wszystko dobrze się skończyło.
         Dziewczyna po raz kolejny obrzuciła go lodowatym spojrzeniem. Zacisnęła usta w wąską linię, przez co wyglądała jakby miała zamiar odpowiedzieć coś niemiłego, jednak tego nie uczyniła. Zrezygnowała z jakichkolwiek interakcji z którymkolwiek z nich. Już i tak pozwoliła sobie na zbyt wiele. Według niej kontakt wzrokowy utrzymywany dłużej niż trzy sekundy, to stanowczo za długo. Podobno oczy są zwierciadłem duszy, a ona nie chciała, aby ktokolwiek mógł coś z nich wyczytać. Jednak jedna, nieznana jej emocja, gościła w tęczówkach szatyna, która nie pozwalała oderwać jej wzroku od jego tęczówek. Nie mogła tego rozgryźć, a to z kolei doprowadzało ją do irytacji.

         Nagle dwuśladowiec gwałtownie się zatrzymał, przez co dziewczyna przechyliła się lekko do przodu i gdyby dłońmi kurczowo nie złapała się tapicerki, prawdopodobnie teraz leżałaby na drzwiach naprzeciwko z twarzą w szybie. Spojrzała przez szkło, lecz jedynie, co zobaczyła to rozpościerający się widok lasu i droga wiodąca przez jego środek.
         Samochód ponownie ruszył, a jej oczom ukazał się szary mur o metrowej grubości, a następnie duży, zielony ogród. Czterokołowiec ponownie się zatrzymał.
         Chłopaki natychmiast wyszli z auta. Trójka z nich, Liam, Louis i Zayn skierowali się do drzwi, za którymi siedziała złocistowłosa.
- Liam zaraz otworzy drzwi, tylko proszę nie uciekaj – powiedział niepewnie Tomlinson i posłał jej dziwny grymas, który mimo starań miał być delikatnym uśmiechem.
         Ścięty na jeża brunet otworzył delikatnie drzwi. Widząc, że dziewczyna posłuchawszy jego przyjaciela nie próbuje prysnąć, otworzył je szeroko i puściwszy klamkę zrobił kilka kroków w tył dając Larysie trochę przestrzeni.
         Niebieskooka niepewnie wychyliła głowę z samochodu, po czym prostując ścierpnięte nogi stanęła chwiejnie na nogach. Mulat widząc, że zaraz upadnie chciał złapać ją w pasie, jednak zauważając jej wzrok zrezygnował z swojego zamiaru. Dziewczyna natychmiast złapała się drzwiczek samochodu i przymykając lekko powieki pozwoliła, aby zawroty w jej głowie ustały, a nogi odzyskały siłę.
         Po chwili otworzyła oczy i zlustrowała całą piątkę. Stali od niej dobre trzy metry.
         Cały czas nie dawał jej spokoju wzrok jednego z chłopaków. Szatyn o zielonych tęczówkach, wpatrywał się w nią z taką… Sama nie wiedziała jak to sprecyzować. Z odrazą? Nie, bardziej z pogardą. Choć to też nie było trafne określenie. Usłyszawszy lekkie chrząknięcie, zdała sobie sprawę, że wciąż wpatruje się w oczy kędzierzawego.
         Zerknęła w prawo i zauważyła otworzoną na roścież metalową bramę.
Pod pretekstem rozciągnięcia nóg zrobiła kilka kroków, aby wyminąć auto. Nie czekając na odpowiedni moment rzuciła się do ucieczki, kierując się w stronę wyjścia z ich posiadłości. Usłyszała za sobą donośne klęcia o różnych tonacjach głosu, z których wywnioskowała, że należały one do różnych osób, jednak nie zawracała sobie tym głowy.
         Biegła przed siebie ile miała sił w płucach i nogach, jednak wydawało jej się jakby wcale nie zbliżała się do bramy. W pewnym momencie poczuła szarpnięcie jej bluzki w okolicach pleców i gdyby nie silne dłonie mulata, solidnie runęłaby o ziemię robiąc przy tym ogromny huk.
         Zayn zwinnym ruchem, jakby dziewczyna była piórkiem, wziął ją na ręce. Złocistowłosa posyłając mu morderczy wzrok, tym razem zrezygnowała z wyrywania się. Tylko niepotrzebnie straciłaby energię, jak i prawdopodobnie ponownie jej ubrania byłyby całe potargane, już nie wspominając o nieładzie na głowie. Brunet milcząc i nie zważając na nieprzyjemny wzrok złocistowłosej zaniósł ją przed ogromne drzwi wejściowe ich domu.
         Niall pośpiesznie otworzył mu drzwi, który chyba, jako jedyny uśmiechał się z zaistniałej sytuacji. Sam nawet nie wiedział czemu. Może to wynikało z nerwów? Pomyślał. Odkąd tylko pamiętał zawsze reagował śmiechem czy szerokim uśmiechem, kiedy czuł się nieswojo, niespokojnie lub zdenerwowany.
         Malik postawił Larysę na jasnych panelach. W międzyczasie reszta chłopaków weszła do środka. Dziewczyna odwróciła się na pięcie i stanęła twarzą w twarz z całą piątką. Oprócz jednego wszyscy posyłali jej delikatny uśmiech.
         Założyła ręce na piersiach i ponownie zlustrowała ich wzrokiem.
- Co teraz? Orgia, krwawe rytuały, spalenie na stosie, czarne msze? – pytała całkowicie spokojnie, jak i poważnie dziewczyna.
Od samego początku nie wiedziała, czego się po nich może spodziewać. Sam fakt, że ją porwali wydawał jej się co najmniej dziwny, jak i przerażający. Piątka chłopaków uprowadziła ją do jakiejś wypasionej willi, stoją naprzeciw niej i nie wykonują żadnych dodatkowych ruchów, prócz uśmiechów i oddychania. Czuła się niezręcznie, dziwnie oraz lekko zaniepokojona. Prawda była taka, że gdyby tylko chcieli mogliby zrobić z nią, co im się żywnie podoba. I tego właśnie się bała. Tej niewiadomej i tego bólu, którego mogła doświadczyć.
         Jej uszu doszły donośne śmiechy. Zdezorientowana otworzyła szerzej oczy, jakby nie wierząc temu, co się właśnie dzieje. Śmieją się. Z niej? Tak. Ale dlaczego? Nawet zielonooki patrzył na nią rozbawiony, po czym wraz z resztą chłopaków udał się w głąb mieszkania.
- Rozgość się – powiedział Louis, który idąc, jako ostatni klepnął ją lekko w ramię i skręcił zaraz za jej plecami.
         Złocistowłosa całkowicie skołowana stała w bezruchu wpatrując się w miejsce gdzie jeszcze przed kilkoma sekundami śmiali się jej porywacze. Co to, do cholery, było? Wciąż i wciąż przewijało jej się przez myśl. Chwilę jeszcze stała w bezruchu, po czym rzuciła się na klamkę od drzwi wejściowych. Skoro nadarzyła się ku temu okazja to, czemu miałaby z niej nie skorzystać? Szarpała za metalowe ustrojstwo, jednak ono nie chciało ustąpić.
- Cholera – warknęła do siebie i przyłożyła czoło do drewnianej faktury ciężko wzdychając.
         Poczuła jak jej żołądek się zwęża, a po chwili usłyszała donośne bulgotanie. Z nadmiaru wrażeń i wydarzeń zapomniała o tym, że nic nie jadła od rana. Ponownie westchnęła ciężko. Oderwała skroń od drzwi i odwróciła się o sto osiemdziesiąt stopni. Szatyn powiedział, że może się rozgościć, więc zajrzeć do ich kuchni w poszukiwaniu jedzenia chyba też może, prawda? Skoro nie chcieli zrobić jej krzywdy, to chyba może się trochę rozejrzeć po ich domu?
Niewiele myśląc ruszyła wzdłuż korytarza. Zaraz po lewej stronie znajdowała się przestronna, urządzona w nowoczesnym stylu, biało-czerwona kuchnia.

         Złocistowłosa podeszła do lodówki i otworzyła drzwiczki. Zszokowana ogarnęła wzrokiem jej zawartość, aż otworzyła usta, a jej źrenice się powiększyły. Na dwóch dolnych półkach leżały dwa stosy marchewek, następna była zapełniona dwukilogramowymi opakowaniami z kapustą kiszoną, a na najwyższej półce mała siateczka pieczarek oraz trochę nadpita pięciolitrowa butla mleka. Na drzwiczkach stał jeszcze ketchup, musztarda, dwa jajka oraz kilka cytryn. Dziewczyna natychmiast zamknęła lodówkę i zamrugała kilka razy. To jakiś żart? Pomyślała i szybko przejrzała wszystkie szafki w kuchni. Kilka przypraw, dwie cebule, jedna szafka pełna słodyczy, kilka suchych bułek, mąka, olej, ryż, kasza manna i kilogram ziemniaków – to wszystko, co znalazła. Nie licząc oczywiście typowych przedmiotów kuchennych potrzebnych do gotowania. Oparła się o blat i zastanowiła się, co mogłaby z tym wszystkim zrobić. Pierwsze, co jej wpadło do głowy to ziemniaki z jajkiem, ale dla niej to było mało pożywne. Potem był pomysł z naleśnikami, ale, z czym miałaby je zjeść? Jedyne, co posiadają to duży słoik nutelli, a ona nigdy nie przepadała za tego rodzaju smakołykami. Może jakiś farsz? Pomyślała drapiąc się po głowie.

         Niebieskooka wyciągnęła z lodówki jedną torebkę kapusty kiszonej, kilka pieczarek, jajka oraz mleko. Z szafki obok wyciągnęła przyprawy i cebulę, z następnej mąkę i olej, a z chlebaka suche na wiór bułki, które pokroiwszy ostrym nożem wrzuciła do młynka i zmieliła.

         Kiedy zabierała się za robienie ciasta do naleśników usłyszała czyjeś kroki, które z sekundy na sekundę stawały się głośniejsze. Po chwili do pomieszczenia wszedł zielonooki, który na samym początku rzucił Larysie oschłe spojrzenie. Dziewczyna lekko drgnęła czując jak przepełnia ją chłodny dreszcz. Chłopak zjechał wzrokiem na blat kuchenny i uśmiechnął się delikatnie. Dziewczynę zdziwiła nagła zmiana nastroju. Nie wiedziała, co myśleć. Od samego początku widać było, że kędzierzawy nie darzy ją sympatią. Cały czas patrzy na nią z kpiną lub pogardą albo obdarza ją niemiłym, lodowatym spojrzeniem. Ta nagła zmiana całkowicie ją skołowała.
- Mogę przyrządzić naleśniki? – spytał. W tym momencie w oczach niebieskookiej szatyn wyglądał jak małe dziecko, które prosi swoją mamę o kolejnego cukierka. Dziewczyna zdziwiła się jeszcze bardziej. Stoją w jego kuchni, w jego domu, na jego posiadłości, a on jeszcze pyta ją o pozwolenie? Czy oni wszyscy powariowali? Zszokowana nie mogła wydusić żadnej odpowiedzi. Podsunęła jedynie bliżej niego potrzebne mu produkty, a sama wziąwszy drewnianą łyżkę zamieszała kapustę w garnku. Po chwili dodała pieczarki i ponownie zamieszała. Chłopak w między czasie wlał mleko do miski, wbił dwa jajka i roztrzepał je. Potem stopniowo dodawał mąki, aż utworzyła się jednolita masa, a ciasto nadawało się do smażenia. Zapalił jeden z palników, na którym już stała przygotowana patelnia wraz z odrobiną oleju na wierzchu. Kiedy chłopak smażył kolejne naleśniki, dziewczyna wyłączyła palnik pod kapustą i biorąc jeden z gotowych placków nałożyła na środek farsz i zwinnie zawinęła tworząc krokieta.
         To jej ciocia, która była polką nauczyła ją tego dania. Dziewczyna zamknęła oczy i pozwoliła, aby do jej głowy napłynęły wspomnienia z tamtego dnia. Pamiętała doskonale zapach jej mieszkania. Mocne, damskie perfumy zmieszane z dymem papierosowym. Mimo, że była małą dziewczynką lubiła ten zapach. Dawał jej dziwne poczucie bezpieczeństwa.

         Ośmioletnia złocistowłosa dziewczynka, mając na sobie białą sukieneczkę w czerwone, drobne kwiatki boso weszła do kuchni. Jej duże niebieskie oczy zlustrowały pomieszczenie, aż w końcu zatrzymały się na starszej kobiecie, która zawzięcie mieszała coś metalową chochlą w dużej, zielonej misce. Na twarzy dziewczynki zagościł szeroki uśmiech i już po chwili, przysunąwszy sobie krzesło do blatu i wspiąwszy się na nie, usiadła i z zaciekawieniem przyglądała się czynnością wykonywanym przez jej ciocię, Annę. Kobieta dopiero po chwili, kiedy chciała zapalić palnik pod patelnią, zauważyła złocistowłosą.
- Co się tak skradasz? – zadała pytanie kobieta spoglądając z uśmiechem wprost w jasne tęczówki dziewczynki.
- Co robisz? – spytała natychmiast, jakby nie usłyszała wcześniejszego pytania.
Kobieta zaśmiała się głośno, po czym wskazała na miskę i duży, metalowy garnek.
- Robię krokiety, chcesz mi pomóc? – Dziewczynka natychmiast przytaknęła.
- Patrz uważnie – powiedziała staruszka, po czym sięgnęła po wcześniej już usmażony naleśnik i położyła na drewnianej tacy. Na sam środek placka, metalową łyżką nałożyła trochę farszu z garnka i kilkoma, zręcznymi ruchami, które specjalnie dla swojej siostrzenicy wykonywała powoli, utworzyła zawinięty krokiet. – Chcesz spróbować? – spytała Anna, chociaż doskonale wiedziała, że niebieskooka z wielkim entuzjazmem pcha się do roboty. Położyła przed nią naleśnik i wręczyła do ręki łyżkę. Złocistowłosa natychmiast nałożyła na nią trochę farszu, a następnie przełożyła go na środek placka. Wykonała kilka równie zręcznych ruchów i po chwili przed jej małą osóbką leżał porządnie i poprawnie zawinięty krokiet. – Wspaniale! – Pochwaliła ją kobieta i pocałowała pucołowaty policzek dziewczynki.

         Larysa otworzyła oczy i z uśmiechem na ustach zdjęła z patelni gotowe już, zasmażone w bułce tartej krokiety. Poczuła na sobie przenikliwe spojrzenie kilku par oczu. Natychmiast przypomniała sobie gdzie się znajduje. Nałożyła na talerz trzy porcje dania i odwróciła się o sto osiemdziesiąt stopni. Przed nią, przy stole siedziała czwórka chłopaków i wpatrywała się w nią z dziwnym wyrazem twarzy. Posłała im chłodne spojrzenie i wziąwszy talerz do ręki, wyszła z kuchni.

         Weszła do przestronnego, jak się domyśliła po telewizorze plazmowym stojącym na niewielkiej półce, salonu. Usiadła na kanapie i z nadzieją, że nikt za nią tutaj nie przyjdzie zaczęła jeść swój posiłek.
         Nagle z jej talerza zniknął jeden krokiet. Dziewczyna pognała wzrokiem w stronę ręki, która dokonała tego czynu i napotkała dwa niebieskie punkciki.
- Naplułam tam – powiedziała zgryźliwie złocistowłosa, żeby pozbyć się natręta.
Ten najpierw spojrzał dziwnie na dziewczynę, przyjrzał się dokładnie krokietowi, po czym bezceremonialnie zaczął go jeść. Larysa na sam fakt, że blondyn nie przejmuje się cudzą śliną we własnym jedzeniu, wzdrygnęła się lekko.
- Niall nie takie rzeczy jadł. - Lewa część kanapy ugięła się pod czyimś ciężarem, a z talerza złocistowłosej zniknęła kolejna porcja dania. Co jest, do cholery? Warknęła w myślach, niezadowolona z faktu, że gdziekolwiek pójdzie, tam któryś z nich musi pognać. Za nią oczywiście. Do tego jeszcze bezczelnie zjadają jej posiłek. Cholera jasna, po tak ciężkim dniu należy jej się, choć odrobina spokoju i ciepłego posiłku! Cisnęła ogniki złości w stronę Liama, jednak ten nic sobie z tego nie robiąc dalej konsumował swoją zdobycz.

         Kolejny raz tego dnia westchnęła ciężko. Miała dość użerania się z nimi. Cała piątka działała jej na nerwy. Nie dość, że ją brutalnie obudzili jakimiś krzykami podobnymi do godowych jęków pawiana, potem uprowadzili i zamknęli w swoim samochodzie na prawie dwie godziny tak, że jej nogi zdrętwiały i potem ledwo mogła na nich stać, to jeszcze do tego cały czas próbują wchodzić z nią w jakiekolwiek interakcje. Po tym wszystkim nie miała już siły i chęci na ciągłe ich odpychanie. Nadal nie miała zamiaru z nimi rozmawiać, ale to nie znaczyło, że nie może z nimi przebywać. Poza tym, po dokładnym przeanalizowaniu swojej sytuacji doszła do wniosku, że taki układ był dla niej wygodny. Oni niczego od niej nie chcą, a ona ma gdzie przenocować. Przynajmniej nie musi spać na dworcu kolejowym albo w jakimś tanim, śmierdzącym hotelu. Tutaj miała wygodę i luksus. Mogła z tego korzystać nie wydając przy tym ani jednego, złamanego grosza.

*
         Złocistowłosa słysząc odgłos kroków wybudziła się ze swojego snu, jednak nie otworzyła oczu. Poczuła, że leży na czymś wygodnym i miękkim. Właśnie to nie dawało jej spokoju. Czuła zbyt wielki spokój i komfort. Lekko podniosła powieki, a jej oczom ukazała się przeżuwającą coś twarz szatyna. Mimo, że poznała ich zaledwie wczoraj doskonale znała jego imię. Akurat do tego miała dobrą pamięć. Lubiła zapamiętywać imiona ludzi, którzy pojawiają się w jej życiu, a kiedy odchodzą zostawiając ją samą przynajmniej wiedziała, kogo winić.
- Wczoraj tak słodko spałaś, że nie mieliśmy sumienia cię budzić – powiedział Louis po przełknięciu zawartości jamy ustnej i uśmiechnął się ciepło do dziewczyny.

         Larysa ignorując jego wypowiedź rozejrzała się po pokoju, który od samego początku wydawał się jej pusty. Oprócz wielkiego łoża, które śmiało mogłoby pomieścić cztery osoby, stała niewielka szafka nocna oraz komoda, która stała pod ścianą naprzeciw łóżka. Zauważyła, że stały na niej cztery fotografie, jednak dziewczyna nie była dalekowidzem, więc nie mogła stwierdzić, kto na nich jest. Podobał jej się minimalizm tego pokoju. Dzięki temu, gdy zajdzie takowa potrzeba, bez zbędnych ceregieli można szybko się spakować i uciec. Nikt nawet nie zauważyłby twojego braku.
         Po chwili jej uwagę przykuły drzwi. Niby nic dziwnego, gdyby nie to, że było ich aż cztery. Jedne do balkonu, drugie prawdopodobnie do łazienki. W końcu w tak wielkim domu na pewno każdy z nich ma osobną. Trzecie były wyjściowe, a czwarte? Tego nie potrafiła odgadnąć.
- Zanieśliśmy Cię do pokoju Harrego – dodał po chwili, zwracając na siebie uwagę złocistowłosej.
         Na samo wspomnienie zielonookiego włosy jeżyły jej się na rękach. Mimo że zasadniczo nie zwracała uwagi na ludzi, których miała zamiar niebawem opuścić, to on od pierwszego spotkania wywoływał w niej negatywne emocje. Nie chodziło jej o to, że jako jedyny od początku jej tu nie chciał, bo to ją najmniej obchodziło, a o to, że cały czas patrzył na nią lodowatym i pogardliwym wzrokiem, którego od zawsze nienawidziła. Nikt jej tutaj nie zna i nic o niej nie wie, a tym bardziej nie on, więc skąd bierze sobie prawo do osądzania jej?
- Spokojnie, spał u Zayna – dopowiedział, kiedy zauważył niezadowolenie na twarzy Larysy, wywołany jego wcześniejszą wypowiedzią.
Dziewczyna udała, że jego słowa były dla niej obojętne, jednak w głębi siebie odetchnęła z ulgą. Nie chciałaby usłyszeć, że ona i szatyn dzielili razem łóżko. Nawet, jeśli jest ono bardzo duże i każde z nich mogłoby leżeć po przeciwnych jego stronach.

         Nastała cisza między nimi, którą zazwyczaj złocistowłosa lubiła, jednak teraz była dla niej niezręczna. Postanowiła w końcu wstać z łóżka. Przecież jeszcze dzisiaj musi znaleźć sobie mieszkanie do wynajmu i oczywiście pracę. Z tego, co posiadała w portfelu starczyłoby jej tylko na trzy miesiące. Nie mówiąc, że potrzebuje jeszcze trochę na wyżywienie. Zsunęła z siebie aksamitną pościel i posyłając utęskniony wzrok miękkim poduszkom usiadła na krawędzi łóżka.
         - Ty… - zagadnął szatyn, jednak natychmiast ucichł.
Niebieskooka spojrzała na niego przenikliwym wzrokiem. Spoglądał na swoje stopy pokryte białym materiałem, którymi nerwowo poruszał. Zachowywał się nad wyraz dziwnie, a to jeszcze bardziej wzbudzało jej ciekawość.
- Uciekłaś z domu? – spytał patrząc już prosto w oczy złotowłosej, na co dziewczyna prychnęła niezauważalnie.
         Nie lubiła, gdy ludzie węszą wokół niej i wypytują o jej życie. Wydawało jej się to sztuczne, że udają zaciekawienie jej osobą. Z resztą, czemu się tym tak interesował? Przecież i tak za niedługo jej tutaj nie będzie. Nie ma sensu drążyć tematu.
- Zajmij się swoimi marchewkami – powiedziała myśląc, iż szatyn po jej wypowiedzi da jej spokój i odejdzie.
Niestety pomyliła się. Louis zajął miejsce obok niej i objął ramieniem. Po chwili westchnął, gdy niebieskooka zrzuciła jego rękę. Nienawidziła tego, gdy ludzie przekraczali jej strefę intymną. Ponad to, gdy próbowali uciszyć jej zdrowy rozsądek.
- Martwimy się o ciebie – powiedział, na co dziewczyna popatrzyła na niego zaskoczona.
ONI martwili się o NIĄ? To kompletnie nie miało dla niej sensu. Bo niby, czemu? Znają się zaledwie jedną dobę i oprócz tego, że potrafi zrobić krokiety oraz naprawić samochód, to nic o niej nie wiedział. Takie rzeczy mówi się do osób, które się zna. Bardzo długo zna, co więcej, gdy jest się do nich przywiązany. A oni? Na pewno nie byli ze sobą tak blisko. Nie po tak krótkim czasie i właściwie, to nigdy nie będą. Ona na pewno do tego nie dopuści. Nie dopuści żeby pięcioro całkowicie jej obcych chłopaków od tak wtargnęło w jej życie. Nie chciała po raz kolejny zostać zranioną. To za dużo jak na jej nerwy. Już i tak ledwo radzi sobie ze stratą dwóch bliskich jej osób. Musiała mimo wszystko przyznać, że jednak była im wdzięczna. Dzięki nim nie musiała przespać tej nocy pod mostem lub na stacji kolejowej albo w wylęgarni osób bezdomnych.
- Dziękuję – szepnęła, na co chłopak uśmiechnął się serdecznie w jej stronę.
         W końcu udało mu się zrobić z nią jakieś postępy. Małe, ale na początek zawsze coś. Nadal nie wie nic o dziewczynie i powodu leżenia na środku jezdni. Jednak od chwili jej poznania pierwszy raz odezwała się normalnym głosem. Zero prychnięcia, warknięcia czy mruknięcia. W tej chwili ustalił sobie nowy cel. Wszelkimi sposobami sprawić, aby na jej twarzy zawitał uśmiech.

         Podniósł się z łóżka i podszedł do drzwi z zamiarem opuszczenia pokoju, jednak zanim przekroczył próg postanowił w tej chwili wcielić swój plan w życie.
- I pamiętaj, gdy ci smutno lub źle, po prostu wyobraź sobie T-REX’a ścielącego łóżko – powiedział jednak dziewczyna spojrzała na niego dziwnym wzrokiem.

         Zrezygnowany wyszedł z pomieszczenia i zamknął za sobą drzwi. Kiedy już miał udać się do swojego pokoju usłyszał zza mahoniowych desek stłumione parsknięcie śmiechem. Uśmiechnął się pod nosem i poszedł w swoją stronę.

~~*~~
Jejku, ponad miesiąc mnie tu nie było. A to wszystko przez to, że ten rozdział pisało mi się niesamowicie trudno. Sama nawet nie wiem, dlaczego. Mam nadzieję tylko, że za bardzo nie przynudziłam. Mnóstwo opisów, mało dialogów… Ale przyznam, że chyba pierwszy raz w stu procentach podoba mi się coś napisane przeze mnie. Hahaha, jestem z siebie dumna! ^^
Wiem, wiem, co pewnie pomyślicie. Porwanie? Co za brednie! Jednak... Kto wie? Może gdzieś tam rzeczywiście One Direction porywa młode dziewczyny? Z chęcią sama zamienilaby się z Larysą miejscem ^^
Nowy szablon zagościł na blogu, mam nadzieję, że nie razi w oczy i dobrze się na nim czyta ^^
Dziękuję bardzo za wszystkie komentarze pod rozdziałem pierwszym! Mimo mojego narzekania, wy uparcie twierdziłyście, że cały rozdział byl udany. Dziękuję! ^^
W związku z jutrzejszym świętem Wielkiej Nocy życzę wszystkich wesołych, szczęśliwy, radosnych, oczywiście udanych i spędzonych w miłej atmosferze świąt! ^^
Do napisania miśki, xoxo ;*